Czasem trzeba zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Postanowiłem stworzyć biznes praktycznie z niczego. Jedynym moim zasobem były moje własne umiejętności. Dzisiaj, mogę potwierdzić prawdziwość przysłowia, że „kto nie ryzykuje ten traci”
Od spawania i niklowania do projektowania mebli
Pracowałem jako spawacz w Stoczni Gdańskiej. Potem długi okres, w zakładzie ślusarskim, aby w końcu wylądować na bezrobotnym. To był bardzo trudny czas, jednak dzięki temu dzisiaj jestem, w tym miejscu. Siedzę za biurkiem, zatwierdzam bądź nie zatwierdzam projekty i generalnie można powiedzieć, że”udało się” Wracając do okresu bezrobocia. Ciężko było o stałą pracę, więc wykonywałem tak zwany fuchy, potem wyjechałem do Niemiec aby popracować na wysypisku śmieci. Tu należy wyjaśnić, że w tamtym okresie wysypisko śmieci w Niemczech, wyglądało jak u nas porządny komis. Był to sporych rozmiarów plac, z podzielonymi oddziałami na różne materiały. Były tam meble, sprzęt RTV, AGD itd. Aż żal było patrzeć, jak te posegregowane przedmioty, trafiały do gnieciarki. Wtedy, wpadłem na pomysł. Rzuciłem pracę w Niemczech i wróciłem do Polski. Za wszystkie pieniądze, założyłem firmę produkcyjną. Kupiłem odpowiednie maszyny, wynająłem lokal i ruszyłem z pierwszą produkcją. Naszkicowałem projekt kompletu kuchennego, który składał się ze stołu i ośmiu krzeseł. Wszystko miało być, wykonane z metalu i szkła. Spawanie i niklowanie wykonywałem samodzielnie, a wykonanie szklanego blatu do stołu, zleciłem innej firmie. Komplet był piękny. Wystawiłem go w jednym z większych sklepów meblowych, jako mebel wystawowy. Po kilku dniach, posypały się zamówienia.
W ciągu dwóch miesięcy, musiałem zatrudnić 10 osób, a przez kolejne pół roku, miałem już siedemdziesięciu pracowników. Teraz moi projektanci codziennie przynoszą mi swoje projekty, czasem po krótkiej rozmowie, je odrzucamy a czasem odkładamy na inny czas, ale nigdy nie wyrzucamy, bo pomysły to cenna rzecz.